Krótkie przemyślenie na temat kudu

Kiedy my walczyliśmy z rogaczami na początku sezonu, w Kambaku zdarzyła się niecodzienna rzecz. Padło rekordowe w historii farmy kudu. Co więcej, dumą napawa to, że strzelone przez polskiego myśliwego na emocjonujących łowach. To jest najpiękniejsze w afrykańskim polowaniu – kiedy myśliwy wychodzi bez ciśnienia i bierze, czym go busz obdarzy, ten często obdarza go ponad miarę. Jak powszechnie wiadomo, ten blog nie dotyczy rekordowych trofeów i trofeistyki jako takiej. Jednak serce się raduje, gdy królewskie zwierzęta zostają strzelone w królewskim stylu. Co ciekawe, nikt nie planował przed wyjazdem takiego obrotu spraw. Być może dzięki temu początek sezonu na sawannie przebiega zdecydowanie pod znakiem biało-czerwonej flagi.

Wieści o pokocie na drugim końcu świata wywołały u mnie falę przemyśleń. Pisałem tutaj dawniej o problemie kudu w Namibii. Ten gatunek cierpi na wściekliznę, która dziesiątkuje go podczas suchych lat. Tej niesłychanie majestatycznej, pięknej, pełnej gracji antylopy szczególnie poszukują myśliwi. I to kwestia nie tylko masywnego, niepowtarzalnego urożenia, lecz także łowieckiego wyzwania, ponieważ nazywane królem buszu kudu należy do gatunków trudniejszych w podchodzie. Problemy z wścieklizną sprawiają, że jego pogłowie utrzymuje się na stałym niskim poziomie. Oczywiście pomijając farmy w pogoni za łatwym pieniądzem co roku zasiedlane już dojrzałymi osobnikami, właściwie idącymi prosto pod lufy spragnionych myśliwych. Smutne, ale prawdziwe. Jako dowód tych słów można podać oferty głównie z RPA, w których odstrzał trofealnej sztuki wliczono w i tak zaniżoną cenę. Rzecz jasna nie chcę skreślić łowiecko całego kraju, ponieważ część obwodów – zwłaszcza tych położonych w prowincji Limpopo – jest godna polecenia. Lecz niech cena i gwarancja stanowią przestrogę dla każdego, kto szuka przygody. Po pierwsze, jak ktoś obiecuje kudu na 100%, oznacza to, że ma wydzielony kamp i sukcesywnie uzupełnia tam stan hodowlanych samców. Po drugie, jeżeli polowanie na konkretny gatunek kosztuje taniej o 1/3, to znaczy, że gdzieś tkwi haczyk. Przeważnie niska cena jest podyktowana złą jakością polowania.

Na szczęście daje się zaobserwować koniec pogoni za tanimi ofertami. Myśliwi wolą płacić więcej, ale za porządne polowanie. Tym bardziej że, jak to mówią Namibijczycy, takiego zwierza jak eland czy kudu nie strzela się w byle jaki sposób – królewskie zwierzę wymaga szacunku i królewskiego polowania. Łowca musi pokonać je na gruncie, a okupuje to potem, wytrwałością i mozolną wspinaczką na wyżyny łowieckich możliwości.

Odliczanie dni dobiegło końca – ruszam na kolejne safari do Kambaku! Spragniony buszu i przygód znowu wracam do afrykańskiego domu. Emocje na razie studzą długa, 36-godzinna podróż i przesiadka na lotnisku w Londynie, gdzie obowiązuje alert terrorystyczny. Mam nadzieję, że w Windhuk będzie na nas czekał schłodzony lager, który szybko pozwoli poczuć zew kolejnej przygody.

Trzymajcie za nas kciuki!

Jakub Piasecki