Wszystko już wyschło dokumentnie. Nadszedł czas na sianokosy. Wzdłuż granicy farmy Kambaku znajduje się ogrodzona strefa nieużytkowana przez antylopy. Rok w rok w czasie afrykańskiej jesieni prowadzi się tu prace rolnicze mające na celu zaopatrzenie stajni w siano.
W tym roku robota na roli spadła na moje barki. Nie ukrywam, że była to dla mnie nowość, ale dzięki temu poznałem swoje farmerskie możliwości. Moja praca została oceniona dobrze, a ja sam uległem permanentnemu „odmóżdżeniu”. Siedząc godzinami w wielkim traktorze, słuchając Johnny’ego Casha i pykając fajkę, rozmyślałem, jak przebiegają polowania na rogacze w Polsce.
Koszenie trawy to tylko jedna z wielu czynności wykonywanych w ramach czyszczenia granicy farmy. Jest to mozolna, ale bardzo ważna praca, szczególnie w batalii z kłusownictwem, które stanowi ogromny problem całej Afryki. Od osób nielegalnie pozyskujących na szeroką skalę cenne rogi nosorożców (od początku tego roku w Etoshy skłusowano w tym celu ok. 45 osobników) aż po lokalnych handlarzy mięsem zastawiających setki wnyków, linek i sideł, gdzie popadnie. Jesień to czas walki z tym procederem. Jeżeli w ogóle można mówić o walce. Prawo namibijskie niezwykle surowo karze kłusowników, dlatego owym niecnym procederem zajmują się tylko „profesjonaliści” – a tych ciężko ująć na gorącym uczynku. Jedną z rzeczy, którą można zrobić, jest regularne patrolowanie farmy, zbieranie sideł i zastawianie zasadzek na kłusowników. Rzadko kiedy w nie wpadają, ale chodzi głównie o to, by przekazać im komunikat: „My wiemy, jesteście na celowniku!”.
Żniwa dobiegły końca, nadszedł czas, by naładować baterie. Ruszamy z Pauliną na długą wycieczkę po Caprivi. Planujemy przejechać wypożyczonym land roverem 2500 km. Gdy wrócimy, to zdamy relację z wyprawy.
Paulina i Kuba