Długo wyczekiwane otwarcie granic!

Tuż przed długim weekendem pojawiła się bardzo wyczekiwana informacja. Po tygodniach domysłów, plotek i analiz wszystkich możliwych scenariuszy w końcu polski rząd podjął decyzję o otwarciu granic naszego państwa z dniem 13 czerwca. Nie muszę tłumaczyć, że jest ona po prostu wybawieniem dla branży turystycznej opartej na zagranicznych klientach, w tym dla biur polowań organizujących polowania komercyjne w Polsce. Po kilku miesiącach kryzysu wracamy do intensywnej pracy!

Dyskusja nad sensownością otwarcia granic zapewne będzie się jeszcze toczyć. Nie chcę w żadnym wypadku poddawać całego zagadnienia analizie medycznej i wymądrzać się na temat pandemii, bo zwyczajnie się na tym nie znam. Za to wiem jedno – otwarcie granic zdecydowanie pomoże nam podreperować budżety kół łowieckich, które od pierwszych dni wiosny są nadwerężane przez wypłaty odszkodowań należnych za szkody łowieckie. Wystąpiły już szkody na łąkach, szkody w oziminach, szkody w zasiewach, zwłaszcza kukurydzy, a lada chwila zboża wejdą w fazę dojrzałości mlecznej i niszczenie upraw przez zwierzynę przybierze na sile.

Już kiedyś chodziła mi po głowie myśl, że trzeba się odnieść do słów, które padły z ust przedstawicieli jednego z mających dużo do powiedzenia o łowiectwie resortów, a dotyczyły polowań komercyjnych. Chodziło mianowicie o to, że w Polsce poradzimy sobie bez zagranicznych myśliwych. Ujmę to tak – jest to dla mnie doskonały dowód na to, że nie tylko społeczeństwo, lecz także nasze władze bardzo mało wiedzą o funkcjonowaniu złożonej sieci zależności w łowiectwie. W mediach zazwyczaj wszystko ogranicza się do wyciągniętej po pieniądze ręki rolnika. Nikt się jednak nie zastanawia, skąd w kołach łowieckich środki na te odszkodowania. Jak wiemy, rekompensaty za szkody to jedno, ale poza tym na barkach myśliwych spoczywają jeszcze utrzymanie infrastruktury, działania statutowe czy realizacja projektów restytucji zwierzyny, w które bardzo dużo kół chętnie się angażuje. Oczywiście poza wpływami z polowań dewizowych mamy jeszcze składki, sprzedaż tusz, dotacje itp. Jednak trzeba jasno i wyraźnie powiedzieć, że rynek polowań komercyjnych jest potrzebny i bardzo istotny w planowaniu gospodarczym w większości obwodów łowieckich w naszym kraju. Zwłaszcza w tym roku, kiedy ceny skupu tusz zwierzyny spadły rekordowo nisko, co w przypadku saren spowodowało ograniczenie wydawania odstrzałów na rogacze w wielu obwodach.

Zanim będę życzył wszystkim organizatorom polowań, myśliwym i pośrednikom udanych łowów, chciałbym poruszyć dwie mniej pozytywne kwestie. Przede wszystkim przestrzegam przed nadmiernym optymizmem, jeśli chodzi o polowania dewizowe w tym roku. Pamiętajmy, że większość myśliwych powyżej 50. roku życia zwyczajnie nie zdecyduje się w trwającym sezonie na przyjazd do Polski w obawie przed zakażeniem koronawirusem, co zrozumiałe. Musimy również wiedzieć, że mimo otwarcia przez Polskę granic w wielu państwach obowiązuje zasada 14-dniowej kwarantanny po powrocie z naszego kraju. Również to na pewno wpłynie na liczbę dewizowców. Należy sądzić, że czeka nas stopniowe przekształcanie się rynku polowań dewizowych i dostosowanie go do, nazwijmy to, świata po pierwszej fali COVID-19.

Właśnie to wiąże się z drugą kwestią – przypominam wszystkim o konieczności przestrzegania wszelkich zasad sanitarnych, by ograniczyć jakiegokolwiek ryzyko transmisji wirusa zarówno na zagranicznych gości, jak i na krajowych myśliwych oraz ich rodziny. Nie zapominajmy, że musimy chronić siebie oraz innych przed zakażeniem. Warto zwrócić uwagę na stan zdrowia przyjezdnych oraz zgodnie z ogólnymi zaleceniami sanitarnymi i przepisami prawa starać się w miarę możliwości utrzymywać dystans społeczny, stosować maseczkę w trakcie wspólnego przemieszczania się samochodem, a także pamiętać o częstym odkażaniu rąk.

Koleżanki i koledzy, wspierajmy się i działajmy razem, bo tylko wspólnie przetrwamy ten czas niepewności, który zapanował w polskim łowiectwie. Schowajmy do kieszeni zawiść, zazdrość i egoizm. Czas ruszyć w knieję! Niech nam wszystkim bór darzy!

Jakub Piasecki

Czytaj więcej

Podsumowanie sezonu na rogacze

Niedawno witaliśmy początek sezonu na rogacze. Po pierwszych majowych wyjściach i niejednym sukcesie chyba każdy myśliwy zaczął wypatrywać przejawów rui. Ten wspaniały myśliwski okres przyszedł tego roku bardzo szybko… i równie szybko minął. Koniec sezonu właściwie za pasem i wielkimi krokami zbliża się wrzesień, który ma innego głównego bohatera – jelenia. Wobec tej naturalnej kolei rzeczy warto w kilku słowach pokusić się o podsumowanie tegorocznych polowań na rogacze, znacznie się wyróżniających na tle poprzednich lat.

Nie wiem, czy wszyscy koledzy podzielą moje spostrzeżenia, ale patrząc na rezultaty myśliwych z Polski oraz odwiedzających nasz kraj dewizowców, można śmiało powiedzieć, że ten rok był wyjątkowo udany, jeśli chodzi o kozły. Według mnie kluczowa okazała się tu pogoda. Choć otwarciu sezonu towarzyszyły obfite deszcze i burze, to późniejszej suszy zawdzięczamy szybkie żniwa, a co za tym idzie – bardzo owocną ruję. Każdy doświadczony myśliwy wie, że gdy większość zbóż ciągle stoi, mimo wszelkich starań trudno wyciągnąć stare kozły z gęstej osłony. W tym roku jak nigdy pola zostały błyskawicznie wyczyszczone, sianokosy zaś również się nie opóźniły, dzięki temu każdy, kto tylko chciał, miał do dyspozycji teren idealnie przygotowany pod polowanie. Nawet fala afrykańskich upałów moim zdaniem nie wpłynęła negatywnie na ruję. Osobiście nie strzeliłem w tym okresie żadnego rogacza. Z jednej strony nie spotkałem takiego, do którego serce uderzyłoby szybciej, z drugiej nie miałem za bardzo czasu, by dokładnie zlustrować obwód. Za to zagraniczni goście polujący za pośrednictwem biura, z którym współpracuję, mają naprawdę powody do dumy. Na pierwszy plan trzeba wysunąć kolegę z Danii, który w wieku 77 lat strzelił swojego życiowego capa – parostki ważyły 728 g. Jego radość z tego kozła naprawdę udzieliła się wszystkim. Innemu koledze bór podarzył szydlarzem o długości tyk ok. 35 cm i masie trofeum ponad 500 g. I w maju, i w czasie rui na rozkładzie pojawiło się jak nigdy sporo rogaczy o masie parostków powyżej 600 g (wiek wszystkich kozłów prezentowanych na zdjęciach poniżej oceniono na siedem i więcej lat).

Zrobiło się słodko, a teraz dla kontrastu trochę dziegciu. Ogólnie rzecz biorąc, tradycje myśliwskie i etyczne są w agonii. Coraz trudniej znaleźć zagranicznego myśliwego, który przyjeżdża na dewizówkę, żeby zakosztować wszystkich doznań związanych z polowaniem. Niestety, coraz częściej widać, że muszą się zgadzać głównie gramy, liczby, gwarancje… Implikacją takiego podejścia myśliwych z zagranicy jest podobny stosunek naszych kolegów podejmujących się organizacji dewizówek – oni też powoli zaczynają stawiać srebrniki ponad wszystko. Do tego jeszcze biura polowań także nie zawsze postępują zgodnie z zasadami etyki i zdrowego rozsądku. Szkoda, że ciągle handlujemy liczbami, a nie potrafimy sprzedać naszego polowania jako unikatowego w skali UE. Co więcej, niestety widać, że wypracowaną przez pokolenia praktykę w zakresie polowań powoli zabija pójście na łatwiznę za sprawą wykorzystania nowoczesnego sprzętu (który jest bardziej wojskowy niż myśliwski).

W ramach podsumowania wspomnę dyskusję z jednego z naszych myśliwskich forów, toczącą się na temat zmiany wizerunku łowiectwa. Pojawił się tam ciekawy wpis, którego przesłanie zacząłem zawsze dźwigać ze sobą na polowanie jak brzemię – każdy musi zacząć naprawę świata od siebie. Każdy myśliwy w łowisku powinien zachowywać się tak, jak oczekuje, żeby łowiectwo było postrzegane przez resztę społeczeństwa.

Jakub Piasecki

Czytaj więcej