Gorzka jesień

Szkoda słów na opisanie tego, co się wokół nas dzieje. Chyba dotąd łowiectwo nie zostało dotknięte pandemią aż tak bardzo jak teraz. Patrząc z perspektywy czasu, można śmiało powiedzieć, że wiosenny lockdown to mały pikuś w porównaniu z jesiennymi obostrzeniami (efekt niemal identyczny mimo różnicy w nazewnictwie). Dramaty przedsiębiorców i pracowników wielu branż rozgrywają się na naszych oczach. Po wiosennym nokaucie obecne restrykcje to niejednokrotnie gwóźdź do trumny. Nie inaczej ma się sytuacja kół łowieckich i OHZ-etów, a także biur polowań oraz wszystkich firm związanych z lasem i polowaniem. Czy to tylko wina pandemii COVID-19?

Obecna sytuacja jasno i dobitnie pokazuje, że jako myśliwi nie mamy nikogo, kto dbałby o nas w gremium stanowiącym prawo. Na logikę po ustanowieniu przez rząd zakazu zgromadzeń powyżej pięciu osób każdy rozsądny przedstawiciel naszego środowiska lobbowałby na naszą korzyść. Dysponujemy przecież argumentami prawnymi, które mówią o legalności i zasadności zbiorówek jako czynności nie tylko gospodarczych, lecz także przyrodniczych, choćby związanych z wykonywaniem planów odstrzału sanitarnego dzików w ramach walki z ASF-em. Zamiast tego po kilku godzinach od wydania stosownego rozporządzenia w witrynie internetowej PZŁ pojawia się zakaz organizowania polowań zbiorowych, obowiązujący aż do odwołania, bez jakichkolwiek wskazówek choćby co do tego, jak teraz wybrnąć z planów.

Po przejściu fali wściekłości na usta cisną się dwa pytania. Po pierwsze, dlaczego sami robimy z siebie poszkodowanych bez próby walki o swoje. Po drugie, dlaczego kolejne branże, działające przy już i tak ostrych obostrzeniach, są przyciskane do ściany. Pominę już to, że na polowaniach zbiorowych organizowanych zgodnie z profilaktyką COVID-19 szanse zakażenia są mniejsze niż podczas spaceru w maseczce po miejskiej ulicy. Szkoda słów, by kolejny raz tłumaczyć konieczność odstrzału, wykonania planów, zapewnienia stabilności budżetu kół czy wypłaty odszkodowań. Zapominamy ponadto, że łowiectwo działa w sieci powiązań biznesowych. W jego ramach funkcjonuje mnóstwo przedsiębiorców, którzy zatrudniają pokaźną grupę pracowników, a do tego spore grono osób samozatrudnionych. No, ale jeżeli żyjemy w czasach, w których jednym podpisem można zlikwidować całą gałąź gospodarki, to zakaz zbiorówek wydaje się całkowicie błahy.

Nie chcę być złym wróżbitą, ale jeżeli obecny stan prawny utrzyma się do końca sezonu, to czekają nas ogromne zmiany systemu łowieckiego. Na pewno uderzy to po kieszeni wszystkich myśliwych. Przeciętny Kowalski może wreszcie zrozumie, że gdy będzie polował, na co dusza zapragnie, za w gruncie rzeczy niewielką składkę członkowską, nie odsunie widma bankructwa koła łowieckiego. Wielu na pewno przejrzy na oczy i dostrzeże, że obecne wymogi biurokratyczne zmuszają do stworzenia płatnych etatów w kołach. Jeżeli nie zmienimy podejścia, zgodnie z którym myślistwo to przecież działalność społeczna i jak ktoś nie chce, może zrezygnować, to stracimy najbardziej wartościowych ludzi na najistotniejszych stanowiskach.

Zapewne jednak nikt nie wyjdzie przed szereg i nie będzie walczył o nasze prawa. Obecny kryzys wynika nie tylko z pandemii, lecz także z sytuacji w PZŁ w związku z nasilonym, zdecydowanym atakiem środowisk pseudoekologicznych zarówno na myśliwych, jak i na rolników. Dlatego bardzo dobrze się stało, że wsparliśmy protesty przeciwko „piątce Kaczyńskiego”. Kto twierdzi, że rolnicy wybrali sobie władzę, więc ponoszą tego konsekwencje, ten powinien zapamiętać jedno z haseł na manifestacji – dzisiaj oni, jutro my. Tyle tylko że nas jest mizerny odsetek w porównaniu z rolnikami. Wnioskuję, że gdy już pandemia przycichnie, wzmocnione decyzjami politycznymi środowiska, które teraz atakują hodowle zwierząt futerkowych, ze zdwojoną siłą uderzą w myśliwych. Zapłacimy wówczas za naszą wieloletnią bierność, kiedy pluto nam w twarz, a my ciągle odwracaliśmy głowę i udawaliśmy, że nic się nie dzieje i trzeba przeczekać, bo przecież nie ma się co wychylać, dopóki można jeszcze w miarę swobodnie wyjść na polowanie w swoim ulubionym rewirze.

Muszę stanowczo rozwiać nadzieje na to, że przyszły sezon pozwoli nadrobić zaległości finansowe i powrócić do normy. Mylą się ci, którzy sądzą, że gdy zabraknie pieniędzy w kasie koła, w moment sprzeda się coś dewizowcom i w ten sposób podreperuje budżet. Wielu myśliwym się wydaje, że każdy pragnie przyjechać do Polski na polowanie. Musimy zdać sobie jednak sprawę z tego, że gospodarze wszystkich komercyjnych łowisk będą chcieli nadgonić stracony rok, a potencjalnych klientów nie przybędzie. Węgrzy, Czesi i Słowacy już teraz myślą o tym, jak się odbić łowiecko w przyszłym sezonie.

Możemy się co do tego spierać, ale dla mnie sprawa jest jasna – to nie składki na PZŁ, ale właśnie myśliwi zza granicy utrzymują nasze obwody i łowiectwo, jakie dziś znamy.

Jakub Piasecki

Czytaj więcej

Długo wyczekiwane otwarcie granic!

Tuż przed długim weekendem pojawiła się bardzo wyczekiwana informacja. Po tygodniach domysłów, plotek i analiz wszystkich możliwych scenariuszy w końcu polski rząd podjął decyzję o otwarciu granic naszego państwa z dniem 13 czerwca. Nie muszę tłumaczyć, że jest ona po prostu wybawieniem dla branży turystycznej opartej na zagranicznych klientach, w tym dla biur polowań organizujących polowania komercyjne w Polsce. Po kilku miesiącach kryzysu wracamy do intensywnej pracy!

Dyskusja nad sensownością otwarcia granic zapewne będzie się jeszcze toczyć. Nie chcę w żadnym wypadku poddawać całego zagadnienia analizie medycznej i wymądrzać się na temat pandemii, bo zwyczajnie się na tym nie znam. Za to wiem jedno – otwarcie granic zdecydowanie pomoże nam podreperować budżety kół łowieckich, które od pierwszych dni wiosny są nadwerężane przez wypłaty odszkodowań należnych za szkody łowieckie. Wystąpiły już szkody na łąkach, szkody w oziminach, szkody w zasiewach, zwłaszcza kukurydzy, a lada chwila zboża wejdą w fazę dojrzałości mlecznej i niszczenie upraw przez zwierzynę przybierze na sile.

Już kiedyś chodziła mi po głowie myśl, że trzeba się odnieść do słów, które padły z ust przedstawicieli jednego z mających dużo do powiedzenia o łowiectwie resortów, a dotyczyły polowań komercyjnych. Chodziło mianowicie o to, że w Polsce poradzimy sobie bez zagranicznych myśliwych. Ujmę to tak – jest to dla mnie doskonały dowód na to, że nie tylko społeczeństwo, lecz także nasze władze bardzo mało wiedzą o funkcjonowaniu złożonej sieci zależności w łowiectwie. W mediach zazwyczaj wszystko ogranicza się do wyciągniętej po pieniądze ręki rolnika. Nikt się jednak nie zastanawia, skąd w kołach łowieckich środki na te odszkodowania. Jak wiemy, rekompensaty za szkody to jedno, ale poza tym na barkach myśliwych spoczywają jeszcze utrzymanie infrastruktury, działania statutowe czy realizacja projektów restytucji zwierzyny, w które bardzo dużo kół chętnie się angażuje. Oczywiście poza wpływami z polowań dewizowych mamy jeszcze składki, sprzedaż tusz, dotacje itp. Jednak trzeba jasno i wyraźnie powiedzieć, że rynek polowań komercyjnych jest potrzebny i bardzo istotny w planowaniu gospodarczym w większości obwodów łowieckich w naszym kraju. Zwłaszcza w tym roku, kiedy ceny skupu tusz zwierzyny spadły rekordowo nisko, co w przypadku saren spowodowało ograniczenie wydawania odstrzałów na rogacze w wielu obwodach.

Zanim będę życzył wszystkim organizatorom polowań, myśliwym i pośrednikom udanych łowów, chciałbym poruszyć dwie mniej pozytywne kwestie. Przede wszystkim przestrzegam przed nadmiernym optymizmem, jeśli chodzi o polowania dewizowe w tym roku. Pamiętajmy, że większość myśliwych powyżej 50. roku życia zwyczajnie nie zdecyduje się w trwającym sezonie na przyjazd do Polski w obawie przed zakażeniem koronawirusem, co zrozumiałe. Musimy również wiedzieć, że mimo otwarcia przez Polskę granic w wielu państwach obowiązuje zasada 14-dniowej kwarantanny po powrocie z naszego kraju. Również to na pewno wpłynie na liczbę dewizowców. Należy sądzić, że czeka nas stopniowe przekształcanie się rynku polowań dewizowych i dostosowanie go do, nazwijmy to, świata po pierwszej fali COVID-19.

Właśnie to wiąże się z drugą kwestią – przypominam wszystkim o konieczności przestrzegania wszelkich zasad sanitarnych, by ograniczyć jakiegokolwiek ryzyko transmisji wirusa zarówno na zagranicznych gości, jak i na krajowych myśliwych oraz ich rodziny. Nie zapominajmy, że musimy chronić siebie oraz innych przed zakażeniem. Warto zwrócić uwagę na stan zdrowia przyjezdnych oraz zgodnie z ogólnymi zaleceniami sanitarnymi i przepisami prawa starać się w miarę możliwości utrzymywać dystans społeczny, stosować maseczkę w trakcie wspólnego przemieszczania się samochodem, a także pamiętać o częstym odkażaniu rąk.

Koleżanki i koledzy, wspierajmy się i działajmy razem, bo tylko wspólnie przetrwamy ten czas niepewności, który zapanował w polskim łowiectwie. Schowajmy do kieszeni zawiść, zazdrość i egoizm. Czas ruszyć w knieję! Niech nam wszystkim bór darzy!

Jakub Piasecki

Czytaj więcej