Efekty selekcji – kolejne rekordowe kudu w Kambaku

Ostatnio w Kambaku nastało prawdziwe święto łowieckie za sprawą naszego kolegi, któremu św. Hubert podarzył w buszu naprawdę pięknym bykiem kudu. Pozyskanie tej antylopy to zawsze wielka radość dla wszystkich zaangażowanych w organizację polowania, jednak napawa dumą, że to już kolejny rekord obwodu ustanowiony przez Polaka (w zeszłym sezonie również polski myśliwy strzelił złotomedalowego byka i ustanowił ówczesny rekord). Staramy się, by polowanie na kudu w Kambaku było kwintesencją afrykańskiego łowiectwa. Wiąże się z nim bardzo długi i wyczerpujący podchód po buszu. Na tych łowach naprawdę można się zmęczyć. Kudu ze względu na swoje rozmiary swobodnie przemieszcza się między farmami w Namibii. Jak więc nim gospodarować?

Ta skryta antylopa nie należy do zwierząt, które selekcjonujemy ze względu na stan liczebny – raczej zależy nam, żeby występowało jej w obwodzie jak najwięcej. Dlaczego więc zatytułowałem ten wpis „Efekty selekcji”? Otóż mimo że nie pozyskujemy tego gatunku tyle, ile innych, gospodarujemy nim według równie ważnych zasad. Po pierwsze, staramy się stworzyć dogodne warunki siedliskowe (dbamy o roślinność szczególnie lubianą przez kudu, chronimy ostoje preferowane do prowadzenia młodych itp.). Po drugie, eliminujemy wszystkie chore osobniki (kudu dotyka problem wścieklizny, opisany przeze mnie na blogu już wcześniej). Wreszcie po trzecie, selekcjonujmy łanie (w zasadzie powinno się napisać „krowy”) na korzyść tych w średnim wieku (duże prawdopodobieństwo wydania potomstwa męskiej płci). Kluczową rolę odgrywa konsekwentne działanie na przestrzeni lat – wtedy rezultaty pojawiają się same. Jeśli chodzi o dokarmianie, to w całym obwodzie poza solą nie stosujemy żadnych suplementów na wzrost urożenia i nie wsiedlamy dorosłych osobników przed sezonem (jak to robią w niektórych obwodach). Tym bardziej oko zarządcy raduje upolowane 12-letnie kudu o ślicznym urożeniu. Od razu z tyłu głowy świta myśl, że właściwie to efekt pomocy naturze, który nazywamy selekcją (co jest podstawową ideą polowania w rozumieniu globalnym).

Warto podać kilka praktycznych informacji dotyczących kudu. Przede wszystkim jest to antylopa pod wieloma względami do złudzenia podobna do naszego jelenia, wobec czego każdemu, kto po raz pierwszy spotka się z nią w buszu, od razu podsuwam to porównanie. Wówczas zawsze pada: tak samo ostrożne i tak samo pełne wdzięku i majestatu. Jednak jak na tak duże zwierzę kudu ma bardzo małe racice, przez co niewielkie podłużne tropy mogą mylić w buszu kogoś niewprawionego. Podobnie jak jeleń dożywa ono kilkunastu lat. Przypomnijmy, że to trzecia co do wielkości antylopa, więc w odróżnieniu od bardzo leciwych elandów stare kudu jest odpowiednikiem naszego byka w III klasie wieku (powyżej 11 lat), jednak z tą różnicą, że kończy okres wzrostu urożenia w wieku 6–7 (niekiedy 8) lat. Po tym czasie rogi w zasadzie nie przyrastają na długość, ale jedynie grubieją i sylwetka nabiera majestatu charakterystycznego dla starego zwierzęcia – podobnie jak u byka jelenia grubieje kark, bardzo silnie zaznacza się kłąb, grzywa na karku staje się coraz obfitsza, a kąt twarzowy – coraz ostrzejszy. Tak więc jak można się domyślić, dla myśliwego, który poszukuje odpowiedniego trofeum, przedział wiekowy 6–7 lat jest graniczny. Wówczas końcówki rogów zakręcają się na zewnątrz, kończąc drugą pełną pętlę urożenia.

U tego gatunku stosunkowo łatwo estymować wiek do momentu zakończenia okresu wzrostu rogów. U młodego byczka zaczynają się zaznaczać w wieku sześciu miesięcy. Po roku rozchodzą się na boki i robią widoczne z daleka. W wieku półtora roku widzimy wyraźnie pierwszy zakręt urożenia. Trzyletni byk ma już w pełni zaznaczone dwa zakręty (całą jedną pętlę) trofeum. Między czwartym a szóstym rokiem życia zwierzę nakłada całą drugą pętlę urożenia i właściwie kończy się wzrost na długość. Większość byków potrzebuje jeszcze szóstego roku, żeby wykręcić końce rogów na zewnątrz i taką przyjąć ostateczną formę urożenia. Właściwie trofealnie powinno się pozyskiwać tylko byki powyżej siódmego roku życia, ponieważ mają one najpiękniejsze urożenie. Jednak to nie takie proste. Stare osobniki są widoczne właściwie wyłącznie w okresie godowym (maj–czerwiec), kiedy podążają za łaniami (nie mogę się przekonać do nazywania samicy kudu „krową” – po prostu nie wypada!), jednak zachowują wówczas czujność i wymagają niesamowitych zdolności podprowadzającego do podchodu (oczywiście mówimy o warunkach naturalnych). Przez resztę roku stary byk kudu to klasyczny duch, o którego istnieniu przypominają przypadkowe spotkania.

Na koniec trzeba pogratulować naszemu koledze. Naprawdę wypocił w buszu swoje piękne trofeum. Czapki z głów przed podprowadzającym i całą ekipą tropiącą. Jak to się mówi – dla takich momentów warto żyć. Zdecydowanie prawdziwe polowanie z podchodu na kudu to jedna z tych chwil, dla których zostaje się myśliwym.

Jakub Piasecki


Czytaj więcej

O odstrzale selekcyjnym byków gnu

Selekcja to temat bardzo na czasie. Niedawno zmieniły się u nas jej kryteria w odniesieniu do samców zwierzyny płowej. Mimo różnych opinii krążących wśród polującej braci testujemy te kryteria w boju w tym sezonie. Nie ulega wątpliwości, że je uproszczono, co ograniczy pomyłki, zwłaszcza przy ocenie byków jeleni. Zupełnie inną kwestią pozostaje odejście od kryterium wagowego wśród samców w II klasie wieku. Co prawda, wagę byka trudno estymować, przez co na komisjach oceny prawidłowości odstrzału sypały się czerwone punkty, jednak trzeba przyznać, że obustronnie koronny osobnik w wieku ośmiu lat i o masie 4,5 kg nie jest pożądany w naszych łowiskach (odstrzał form obustronnie koronnych w całej dawnej II klasie wieku obecnie uznaje się za nieprawidłowy). W świetle tych dyskusji chcę opowiedzieć o kryteriach odstrzału antylopy gnu jako przykładzie prostej i bezwzględnej selekcji.

Gnu pręgowane (nazywane też gnu błękitnym) to jedna z antylop, które bardzo intensywnie selekcjonujemy w Kambaku. Dotyczy to stanu ilościowego, ale przede wszystkim byków o niepożądanych cechach urożenia. Namibijczycy twierdzą bowiem, że potomstwo nieprawidłowo urożonych samców intensywnie przekazuje ten gen dalej, przez co jakość trofeów spada. Co ważniejsze, przychówek po kiepskich ojcach jest fizycznie słabszy, więc sprawia mu problem przetrwanie przedłużającej się pory suchej. Trudno powiedzieć, czy to powszechna wiedza nabyta w wyniku własnych doświadczeń czy raczej podparta jakimiś badaniami w tej materii. Natomiast nie ulega wątpliwości to, że wszyscy hodowcy, farmerzy i zarządcy obwodów tego się trzymają. Prawidłowo urożony byk zakręca rogi poniżej uszu i na odcinku dłuższym, niż gdy są one postawione na sztorc w poziomie, w momencie kiedy zwierzę wykazuje czymś zainteresowanie. Wszystkie inne osobniki odbiegające od tego wzorca podlegają odstrzałowi bez względu na wiek. Dzięki temu myśliwi mają szansę upolować ciekawego starszego byka, a ci, którzy szukają trofeum, zyskują pewność, że strzelą medalowo urożone gnu (skala punktacji dla afrykańskich antylop została tak dopasowana, że prawie każdy osobnik łapie się na medal – ale to temat na inny wpis). Na filmie ze stadem gnu zobaczycie, jak w praktyce dokonać selekcji z ugrupowania, które uda się podejść w buszu. Niestety, taka selekcja sprawia duże trudności, ponieważ przedstawiciele tego gatunku stają frontem bądź nieustannie się mieszają. Mimo że to antylopa stosunkowo prosta do podejścia i łatwa w selekcji, sam strzał czasem zostaje poprzedzony długim wyczekiwaniem. Na drugim z poniższych filmów widzimy z kolei starego byka, którego możemy pozyskać selekcyjnie, ponieważ mimo pokaźnych obwodów rogów nie powinien prowadzić stada krów.

Jak widać na afrykańskim przykładzie, niektórzy nieskomplikowane kryteria odstrzału uznają za najlepsze. Dla nas w Europie nie wszystko jest czarno-białe pod względem selekcyjności. Może problem stanowi za duża liczba wzajemnie się wykluczających badań i opinii naukowców? A może nie do końca wiemy, czy kryteria selekcji mają pomagać myśliwym w dokonywaniu odstrzału czy zwierzynie w podnoszeniu jakości cech trofeów… Jeśli to drugie, to dlaczego ciągle nie selekcjonujemy samic zwierzyny płowej pod kątem ich kondycji i wieku?

Na podsumowanie coś z zupełnie innej beczki – warto zapamiętać charakterystykę prawidłowo urożonego gnu, ponieważ wówczas na safari w Afryce nikt nam nie wciśnie kitu, że pozyskaliśmy dobrej jakości trofeum, gdy tak nie będzie. Wiedza o cechach trofeum w przypadku tej antylopy pozwoli nam zgodnie z prawem domagać się zwrotu kosztów odstrzału, w razie gdy zaplanujemy polowanie na wielkie trofeum, a dostaniemy do pozyskania selekcyjnego osobnika.

Jakub Piasecki


Czytaj więcej

Szakal na rozkładzie

Nie co dzień gościmy w Kambaku myśliwego, który ponad wszystko jest zainteresowany polowaniem na drapieżniki. Z tym że nie na owiane sławą i obrosłe mitami lamparty czy gepardy, ale na zwykłe szakale, traktowane przez większość myśliwych jako mało ciekawy obiekt łowów.

Aby zwiększyć szanse na strzelenie tego drapieżnika, próbowaliśmy m.in. kniazienia i ptasiego przestrachu, posłużyliśmy się też sprawdzonym predatorem – niestety, dźwięki skuteczne w Europie okazały się nie lada zagadką dla afrykańskich osobników. Na pisk myszy, co prawda, przyleciała sowa, jednak żadne inne zwierzę z farmy nie zareagowało na ten wabik. Na szczęście szakala udało się pozyskać, przyciągnąwszy go do trzewi strzelonego wcześniej gnu. Ścieżka farby momentalnie zanęciła szakale po zachodzie słońca.

Jakub Piasecki


Czytaj więcej

W namibijskim punkcie skupu dziczyzny

W Kambaku zaraz po strzale wieziemy upolowaną antylopę w całości do afrykańskiego punktu skupu dziczyzny. Patroszenie w buszu powodowałoby zabrudzenie tusz, jak również narażałoby je na kontakt z ogromną ilością much (a te w tutejszych warunkach zlatują się do mięsa w błyskawicznym tempie). Patroszenie antylopy przy chłodni jest w dodatku bardzo praktyczne. Dzięki podwieszeniu zwierzęcia tę czynność można wykonać precyzyjnie i bez ryzyka zabrudzenia tuszy. Trzeba też pamiętać, że narogi, ściana żołądka oraz ściana jelita grubego stanowią ważny element kuchni miejscowej ludności. Aż miło popatrzeć, jak z naszego gnu zostaje wykorzystane wszystko – i to w maksymalnym stopniu.

Jakub Piasecki


Czytaj więcej

Żyrafiątko

Żyrafa w Kambaku nie jest gatunkiem łownym. Stanowi istną ozdobę farmy. Żyje tutaj populacja licząca ok. 40 osobników – piszę „około”, ponieważ nie wiadomo dokładnie, ile takich młodziaków jak ten z filmu urodziło się u nas w ostatnich dniach.

Żyrafy nie traktujemy łowiecko, bo wielu pracowników Kambaku ma związki z wierzeniami ludu Damara, zgodnie z którymi to święte zwierzę. Drugim powodem jest kwestia praktyczna. Polowanie na żyrafę nie należy do ciekawych oraz obecnie potrzebnych ekologicznie, więc ten gatunek nie pojawił się w łowieckich planach farmy. Natomiast mamy dwa starsze samce, co do których za mniej więcej dwa lata mogłaby zapaść decyzja o odstrzale. Jednak te plany nie są jeszcze sprecyzowane.

Łowiectwo w Kambaku, oprócz efektywności, ze względu na kwestie selekcji opiera się również na praktycznych przesłankach – polujemy na to, co można spożytkować, oraz na gatunki wymagające regulacji.

Jakub Piasecki


Czytaj więcej

Zebra na rozkładzie i krajobraz po pożarze

Oto, jak wygląda usatysfakcjonowany myśliwy, i to wcale nie po zdobyciu wielkiego trofeum, ale po upolowaniu zwierza zgodnie z regułami odstrzału selekcyjnego, o czym niejednokrotnie pisałem na blogu. Jeżeli chcemy strzelić selekcyjną zebrę, to musimy wybrać 3–4-letniego ogiera, który nie przewodzi stadu i zazwyczaj jest satelitą krążącym wokół niego. Zabicie samca przewodzącego stadu skutkowałby rozpadem całego ugrupowania, a to największy błąd, jaki można popełnić. W przypadku gdy mamy liczną populację zebr – jak w Kambaku – odstrzał młodych samców pozwala utrzymać stada we względnej równowadze.

Jakub Piasecki


Czytaj więcej

Wspomnienie pierwszej Afryki

Zawsze przed wylotem do Afryki bierze mnie na wspominki o poprzednich wyjazdach. Tym razem jednak odgrzebałem na swoim komputerze mocno zakurzony folder ze zdjęciami z okresu na długo przed tym, jak z moją żoną Pauliną siedzieliśmy przez rok w Namibii. Ten folder, tak jak wiele spisanych historii, czeka na większe dzieło, które może nigdy nie powstanie.

Był taki czas, kiedy młody chłopak niemający najmniejszego pojęcia o polowaniu w Afryce pojechał tam na cztery miesiące. Pamiętam jak dziś, że zgubiłem się na lotnisku we Frankfurcie, że zdziwiło mnie darmowe wino na pokładzie Air Namibia i że na lotnisku w Windhuk odnalazł mnie Horsti ze słowami: „To ty masz być tym Polakiem, który zbuduje nam ambony na farmie?!”. Pamiętam też grymas Paulusa, gdy się dowiedział, że ma mnie nauczyć tropienia i polowania w afrykańskim stylu. Pamiętam uczucie towarzyszące temu, że każdy dzień był całkiem nieprzewidywalny. Czułem się niczym Kolumb, odkrywając nowe gatunki zamieszkujące sawannę. Na samą myśl o tamtych dniach czuję dym pieczonych nad ogniem żeberek z owcy (tradycyjne namibijskie danie) i czuję smak piwa Windhoek Lager przy rozmowach do późnych godzin nocnych. Pamiętam pierwsze strzelone antylopy i moment pozyskania pierwszego elanda – w tamtej chwili chyba bezpowrotnie zatraciłem się w afrykańskich łowach. Polowanie na elanda nie tylko dostarczyło mi wspomnień, lecz także na zawsze zupełnie zmieniło moje podejście do łowiectwa. Trudno to wytłumaczyć, ale w moim przypadku klikające racice ongarangombe odbiły się mocno na myśliwskiej duszy.

Za każdym razem, gdy lecę do Namibii, podświadomie tęsknię do tej dawnej, pierwszej Afryki – wolnej od myśliwskiego marketingu, sprzedaży polowań, wygód, drogich samochodów itp. Stary mauser 375 H&H na plecy, radio na pasek, butelka wody w kieszeń, jeszcze spory łyk czarnej, fusiastej kawy i w drogę – dopóki starczy sił, dopóki nie uda się podejść stada, dopóki wielkie, czerwone słońce nie przykryje dzikiej sawanny, przez wysokie trawy, ciernisty busz, z potem na skroni i radością w sercu, z satysfakcją i wszechogarniającą wolnością – to jest moja Afryka, mój Czarny Ląd ze wspomnień pierwszego pobytu, który mnie zmienił i ukształtował.

Było – minęło, cytując bohatera filmu „Pieniądze to nie wszystko”. Po drodze odbyłem bardzo dużo tych podróży do Afryki, ale pierwsza nigdy się nie powtórzyła i nie powtórzy. Mojej tęsknocie towarzyszy również radość, bo uwierzcie mi – mam co wspominać. Współczuje wszystkim, których wsadzono do mydlanej bańki, potocznie nazywanej safari, kazano im strzelać w otoczeniu płotów, realizować plany, pakiety i cieszyć się, że jest tanio. Całe szczęście nie muszę pamiętać takiej Afryki.

Jakub Piasecki


Czytaj więcej

Za miesiąc ruszamy!

Nadszedł długo wyczekiwany moment – przyszły wizy do Namibii. Za miesiąc ruszamy do Kambaku! Po raz kolejny przestrzenie sawanny staną otworem przed spragnionymi przygód myśliwymi z Polski. Po raz kolejny poranek przywita wielkie czerwone słońce i przestanie się liczyć cokolwiek oprócz polowania. Po raz kolejny rozgrzaną ziemię zbroczą krople potu, a paka cruisera ugnie się pod tym, co pokonamy na gruncie. Choć tym razem droga do mojego drugiego domu była usłana gwoździami, o czym w niniejszym wpisie.

Przestrzegam wszystkich w najbliższym czasie wybierających się do Namibii bądź planujących taką podróż – nie lekceważcie procedury wizowej. Ten standardowy punkt każdego wyjazdu, opanowany przeze mnie na przestrzeni lat niemal do perfekcji, w tym roku stał się gehenną. W ambasadzie Namibii w Berlinie, w której musimy się ubiegać o wizy, zmienili się pracownicy odpowiedzialni za ten proces. Przyznam, że zawsze był problem, aby się tam dodzwonić czy załatwić coś konkretnego bez konieczności podróży do stolicy Niemiec, jednak teraz uzyskanie wizy to droga przez mękę. Jakie zaszły zmiany? Po pierwsze, procedura dotąd trwająca nie więcej niż tydzień wydłużyła się do tygodni. Po drugie, pracownicy wymagają dokumentów, o jakich nie ma mowy we wniosku wizowym. Po trzecie, życzą sobie dwóch wypisanych ręcznie egzemplarzy podania wizowego (o czym również nie znajdziemy wzmianki na stronie, tak jak o tym, że dokument potwierdzający ubezpieczenie musi zostać przetłumaczony na język angielski i zatwierdzony przez tłumacza przysięgłego). Opłata konsularna za otrzymanie jednokrotnej wizy wzrosła z 50 do 80 euro, natomiast wizy wielokrotnej Polacy w ogóle nie mogą uzyskać. Powiem szczerze, że jak na kraj, którego budżet mocno się opiera na turystyce, jego ambasada skutecznie zniechęca do wyjazdu. Wydaje mi się, że przyczyn tej sytuacji znalazłoby się kilka – nowi pracownicy, strach Namibii przed nielegalną imigracją, obecna przepychanka tego kraju z Niemcami o reparacje wojenne za zbrodnie na ludności Damara i Nama czy chociażby wzrost wykładniczy turystów odwiedzających to afrykańskie państwo. Jedno jest pewne – nas, Polaków, każdego roku dociera do Namibii bardzo wielu. Wystarczy popytać wśród znajomych myśliwych lub podróżników, by uświadomić sobie, że to jeden z głównych celów w Afryce. Szkoda, że obietnice stworzenia ambasady Namibii w Polsce pozostały tylko obietnicami. Osobiście wolałbym ambasadę Namibii w Polsce niż program 500+, ale nie mieszajmy w to polityki.

Podsumowując, jeśli wybierasz się do Namibii, to co do wizy mogę dać dwie rady. Przede wszystkim nie rezygnuj z wyjazdu do tego niepowtarzalnego kraju tylko dlatego, że teraz trudniej uzyskać zezwolenie – Namibia wynagrodzi Ci to wspomnieniami na lata. Ponadto zleć uzyskanie dokumentu firmie, która zajmuje się tym zawodowo (to dużo droższa opcja, bo prowizje pośredników konsularnych potrafią być zabójcze) albo zajmij się tym sam odpowiednio wcześniej, nie zostawiaj tej sprawy na sam koniec. Jeżeli potrzebujesz w tej kwestii wskazówki czy pomocy, to napisz – zawsze niezobowiązująco i chętnie pomogę, jak tylko będę potrafił.

Już niedługo kolejne przygody na Czarnym Lądzie. Od polowania na bawołu czuję nieustanny głód Afryki. Na myśl o tym, że wkrótce usłyszę klikanie ongarangombe, nie potrafię wysiedzieć w miejscu. Mama Namibia wzywa mnie kolejny raz, a ja już nie mogę się doczekać! Zapraszam do śledzenia naszego wyjazdu na blogu i YouTubie. Tym razem chcę pokazać Afrykę z innej perspektywy.

Jakub Piasecki


Czytaj więcej

Podchód głuszca – porady praktyczne

Sezon głuszcowy na Białorusi właściwie już dobiegł końca. Większość myśliwych wróciła ze strzelonym kogutem. Tegoroczne toki były bardzo dobre, głównie dzięki temu, że zima trwała tak długo, jak powinna. Przykładowo w zeszłym roku już w marcu na chwilę pojawiła się wiosna i koguty zaczęły tokować, po czym znów przyszła zima i całe tokowisko się rozregulowało. Na szczęście w tym roku uniknęliśmy takich problemów.

Mimo że toki były udane, po rozmowach z myśliwymi, którzy wrócili z Białorusi, postanowiłem nakręcić krótki film instruktażowy, aby zebrać w pigułce najważniejsze informacje dotyczące wyprawy na głuszce. Okazuje się, że w emocjonujących opowieściach z polowań trudno przekazać praktyczne wskazówki, głównie dotyczące samego podchodu tokującego koguta. Celem mojego filmu jest przygotowanie merytoryczne i praktyczne wszystkich myśliwych planujących się wybrać na te wspaniałe łowy w przyszłym roku.

Tak więc odkładamy na bok chwyty marketingowe, emocje i opowieści. Poniżej zbiór praktycznych informacji, dzięki któremu pojedziecie na polowanie przygotowani, a podchód tokującego koguta zakończycie celnym strzałem.

Zainteresowanym polecam mój artykuł nt. gospodarowania populacją głuszca na Białorusi, który można znaleźć w „Braci Łowieckiej” nr 1/2018 (w wersji pdf do pobrania TUTAJ).

Jakub Piasecki
 


Czytaj więcej