Newsy z namibijskiego buszu

Końcówka sezonu była bardzo burzliwa dla nas wszystkich. Informacje z łowieckiego świata i pełne zwrotów akcji wydarzenia na myśliwsko-politycznej scenie wywoływały mieszane emocje o takiej sile, że chyba nawet najspokojniejszym puściły nerwy. Trzeba mieć nadzieję – choć, jak mówią, jest ona matką głupich – że kolejny już przewrót i zmiana u sterów naszej władzy okażą się na jakiś czas ostatnie. Czekają nas przedłużenia umów dzierżaw obwodów łowieckich i zapewne przy tym znów nam skoczy adrenalina, bynajmniej nie z przyczyn przyrodniczych. Powiem szczerze, że brakuje mi słów na komentowanie tego wszystkiego, co się wokół naszej pasji dzieje. Lepiej w ramach przerwy od polityki przenieść się na chwilę na Czarny Ląd. Być może te kilka newsów z Afryki kogoś zainteresuje i na chwilę pozwoli wyjść poza nasze pełne niezgody podwórko.

Zmiany klimatyczne dają się we znaki nie tylko nam. W Kambaku ciągle czekają na deszcz z nadzieją, że marzec odmieni sytuację, która wygląda, delikatnie mówiąc, kiepsko. Wszystkie gatunki zamieszkujące sawannę wyjątkowo szybko zaczęły wydawać potomstwo, co przez chwilę wróżyło szybką i obfitą porę deszczową. Niestety, do dziś rejon Waterbergu dostał ok. 150 mm deszczu, co w zestawieniu z wynikami z poprzednich lat, oscylującymi między 550 a 950 mm, jest tragedią. Rozpoczęła się wegetacja, jednak część roślin zaczyna usychać. Wszelka ilość świeżej trawy w zasadzie podlega spożyciu na bieżąco przez pokaźne stada roślinożerców. Jeżeli deszcz pojawi się obficie w marcu, a jesień spóźni się jak pora deszczowa, to sytuacja ma szansę się unormować. Jeśli jednak spóźnionemu deszczowi będzie towarzyszyć załamanie temperatur, to o przyroście masy zielonej możemy zapomnieć.

Sytuacja z nienadchodzącą w terminie porą deszczową przełożyła się na kondycję niektórych antylop. W ostatnich miesiącach nasiliły się zachorowalność na wściekliznę i spowodowane przez nią upadki wśród kudu oraz elandów. Odmiana tej choroby u antylop dotyka szczególnie samotne, dorosłe osobniki. Przenosi się w układzie horyzontalnym bez konieczności ugryzienia. Istnieją różne hipotezy dotyczące transmisji wirusa, ale dochodzi do niej prawdopodobnie przez kontakt ze śliną pozostawianą na zgryzanych pędach akacji (jej kolce mogą naruszać ciągłość błon wewnątrz jamy gębowej, przez co otwierają dostęp chorobotwórczym mikroorganizmom) lub na lizawkach w miejscach dużych koncentracji zwierząt bądź też podczas wzajemnego wylizywania się zwierząt w ramach zachowań socjalnych. Jak mówią Namibijczycy, nie bez znaczenia prawdopodobnie są też osłabiające organizm toksyny wydzielane przez regularnie zgryzane krzewy.

Zarówno myśliwym, jak i wszystkim turystom wybierającym się do Namibii muszę przekazać wiadomość mnie osobiście bulwersującą. Zasady i wymogi odnośnie do wydawania wiz w ambasadzie Namibii w Berlinie, pod którą podlegają turyści z Polski, znowu się zmieniły. To już chyba taka tradycja, że z początkiem nowego sezonu wyjazdowego możemy popaść w kompleksy, patrząc, jak nasi zachodni sąsiedzi bez skrępowania wsiadają w samolot i z automatu dostają wizę na granicy Namibii. W tym roku polski turysta musi nie tylko liczyć się z wysokimi opłatami, kilogramami dokumentów i poświadczeń oraz problemami z obsługą konsularną, lecz także postarać się jeszcze o gwarancję bankową w języku angielskim od swojego prywatnego banku i poświadczyć ją saldami konta z ostatnich trzech miesięcy. To nie żart, takie wytyczne znajdują się na stronie ambasady. Rozsądny człowiek od razu pomyśli: „Chyba nas tam nie lubią”. Z moich informacji wynika, że ten problem już podnosili w Namibii organizatorzy turystyki nastawieni na grupy z Polski, niestety na razie bezskutecznie. Wszystkim wybierającym się tam powiem tylko tyle – trudności kończą się w samolocie, a później zostają wyłącznie radość, gwieździste niebo, stada antylop i piękno tego niepowtarzalnego kraju.

Na koniec wieści o szczególnie poszukiwanej przez miłośników trofeistyki antylopie, czyli antylopowcu szablorogim, zwanym „szablą”. Jestem pełen nadziei, że najdalej w ciągu najbliższych dwóch sezonów łowieckich będziemy mieć możliwość pozyskania tego gatunku na bardzo dobrych warunkach, niespotykanych nigdy dotąd. Powód spadającej ceny tej pięknie urożonej antylopy to duże zainteresowanie myśliwych. Niegdyś ten gatunek należał do bardzo ekskluzywnych i szczególnie drogich w odstrzale, co wynikało, oczywiście, z trudności w hodowli oraz ograniczonej liczby dojrzałych byków do odstrzału. W odpowiedzi na znaczny popyt łowiecki farmerzy w RPA zaczęli masowo hodować te zwierzęta. Jeden za drugim wpuszczali stada rozrodcze, nad którymi roztaczali szczególną pieczę, licząc na dobry zarobek w przyszłości. Założone stada jednocześnie weszły obecnie w taki wiek, że nie opłaca się już trzymać dojrzałych byków, więc ceny poszły w dół i „szabla” pojawiła się jako pakietowy dodatek do bawołu czy lwa. Sytuacja hodowlana na farmach w RPA automatycznie wpłynęła na obniżenie ceny na konkurujących obszarach otwartych z koncesją parków narodowych. Tak więc jeśli któryś z kolegów śni nocami o pięknych karbowanych rogach wygiętych w kształt szabli, to dobry moment, aby podążyć za marzeniami.

Antylopowiec szablorogi w Namibii naturalnie występuje jedynie na obszarze regionu Caprivi na północnym-wschodzie kraju (w 2013 r. nazwę tego charakterystycznego wąskiego pasa zamieniono na Zambezi), ale podobnie jak w RPA został sztucznie wsiedlony na wielu farmach myśliwskich. W Kambaku jednak go nie ma. Naturalnym środowiskiem tego gatunku jest sawanna drzewiasta o bardzo urozmaiconej roślinności, typowa właśnie dla terenów Caprivi, obszaru niemal całej Botswany, północno-wschodniego RPA oraz północno-zachodniego Zimbabwe. Polowanie na bawołu oraz na „szable” w państwach, gdzie oba gatunki występują naturalnie, to iście królewskie połączenie.

Jakub Piasecki

Czytaj więcej