Co dalej z jeleniami?

Tym razem chciałbym się podzielić kilkoma spostrzeżeniami, a także publicznie uderzyć się w piersi, ale po kolei.

Jeleń dla mnie to jak dla wielu innych łowców najważniejszy wśród łownych gatunków zwierząt. Od najmłodszych lat odgłos ryczącego byka budził we mnie najsilniejsze emocje. Pozwalał funkcjonować bez snu, byleby jak najwięcej czasu spędzić w lesie. Zawsze starałem się jak najlepiej zgłębić temat jeleni, zdobyć wiedzę zarówno teoretyczną, jak i tę praktyczną od bardziej doświadczonych myśliwych. Każdy byk jest dla mnie piękny, każde pozyskane trofeum zasługuje na ogromną cześć (moje priorytety uległy zmianie po wizycie na Czarnym Lądzie, jednak to już inna historia).

Regularnie poluję w okręgu olsztyńskim i niejednokrotnie dzieliłem się na tym blogu oraz na łamach papierowego wydania „Braci Łowieckiej” emocjami związanymi z polowaniem z podchodu na to królewskie zwierzę. Teraz, zostawiwszy emocje na boku, chciałbym się uderzyć mocno w piersi. Przez wiele lat należałem do krytyków kryteriów selekcji odstrzału byków jeleni w moim okręgu. Zawsze myślałem, że myśliwych traktuje się zbyt surowo, a zasady są oderwane od rzeczywistości i nie pozwalają na łowieckie spełnienie. W momencie, kiedy kryteria się zmieniły na według mnie bardzo łagodne (zwłaszcza w moim okręgu), okazało się, że tak jak kiedyś z trudem przychodziło znaleźć byka selekcyjnego, tak obecnie trudno znaleźć osobnika, którego nie można strzelić.

Całe rykowisko spędziłem rozmyślając nad tym, czy to dobrze. Nie jestem naukowcem i zapewne brak mi wiedzy, która pozwalałaby jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Mam jednak parę spostrzeżeń podpartych faktami. Po pierwsze, jakość trofeów byków jeleni w ostatnich kilku latach zarówno w moim okręgu olsztyńskim, jak i w przeważającej części kraju powędrowała wykładniczo w górę. Pamiętam, że kiedyś robiło się wielkie zamieszanie, gdy ktoś pozyskał byka o masie wieńca ok. 8 kg. Dzisiaj, oczywiście, nikt nie ujmuje piękna takiemu trofeum, jednak podobne wieńce stały się na tyle powszechne, że poruszenie powstaje przy bykach przekraczających 10 kg, przy czym również taka masa w niektórych regionach nie uchodzi za coś nadzwyczajnego.

Chyba każdy przyzna mi rację, że z roku na rok jesteśmy świadkami pozyskiwania coraz to mocniejszych i piękniejszych wieńców jeleni, a co przy tym najbardziej budujące, byki w wieku powyżej 10 lat przestały stanowić wyjątek! Wynika to zdecydowanie z wieloletniego stosowania surowych kryteriów selekcji. Zaciskanie zębów przyniosło efekty, których osobiście się nie spodziewałem. Z perspektywy czasu uważam, że bardzo się myliłem, krytykując obostrzenia dla myśliwych dotyczące zasad odstrzału. Jakość osobnicza wyrażona w masie i formie wieńców naprawdę imponuje w stosunku do lat ubiegłych. Nie wchodząc głębiej w szczegóły, sądzę, że surowe selekcjonowanie drugiej klasy wieku przed zakończenia budowy kośćca, czyli osiągnięciem 7–8 lat, pozwoliło wielu osobnikom dożyć momentu, w którym zwierzę przeznacza energię głównie na budowę wieńca. Tak naprawdę dopiero wówczas wiemy, na co stać konkretnego osobnika.

W związku z tym mam teraz duży dylemat przy ocenie obecnych kryteriów selekcji byków jeleni. Z jednej strony myśliwym bardzo prosto dokonać prawidłowego odstrzału, z drugiej zaś 6–8-letnie, potężne dziesiątaki regularne, obustronnie koronne trafiają pod lufę bez względu na masę. A sami wiemy, że to często przyszłościowe osobniki, wykonujące największą pracę w czasie rykowiska. Do tego mam wątpliwości dotyczące ciągle się zwiększających planów odstrzału jeleniowatych. Nie wiem, czy problemem są założenia hodowli lasu mówiące o prowadzeniu młodych drzewostanów bez powodującego koszty dla Lasów Państwowych grodzenia czy rzeczywiście stany jeleniowatych wymknęły się spod kontroli. Czy przypadkiem nie jest tak, że po planie eksterminacji dzików (według najnowszych doniesień o ASF-ie niewpływającym na rozprzestrzenianie się choroby tak istotnie, jak chcieliby niektórzy) przyszedł czas na masową redukcję jeleniowatych? Komu na tym zależy? Rolnikom? Leśnikom? Bo na pewno nie myśliwym. Najsmutniejsze jest to, że ludzie to właśnie nami wycierają sobie gębę, obwiniając nas za wszystko – od szkód w płodach rolnych, przez ASF, aż po samo wykonywanie polowania. A w gruncie rzeczy, gdyby się dobrze temu przyjrzeć, z tych grup powiązanych z dzikimi zwierzętami to właśnie myśliwym najbardziej zależy na racjonalnym gospodarowaniu nimi – pozostałe prezentują skrajne podejścia, które z założenia w ogóle nie powinny być brane pod uwagę.

W trakcie tegorocznego rykowiska odpuściłem kilka sytuacji z bardzo mocnym, choć nie starszym niż siedem lat, stadnym dziesiątakiem regularnym, obustronnie koronnym. Jednak nie zamierzam krytykować obecnych rozwiązań zawartych w kryteriach selekcji, ponieważ być może za jakiś czas znowu będę bić się w piersi. Mam jednak nadzieję, że nie zniszczymy tej jakości osobniczej, którą z trudem budowaliśmy latami, oraz że nie pójdziemy w kierunku zachodniego sposobu myślenia i jedynym kryterium selekcji nie stanie się własność gruntu.

Jakub Piasecki

Czytaj więcej

Czy mamy prawo uczyć inne kraje ochrony przyrody?

Tytuł już sugeruje, do czego będę stopniowo zmierzał w tych kilku zdaniach. Jednak chciałbym ten temat nieco bardziej rozwinąć. Zacznę od ciekawej informacji, która później posłuży mi za przykład. Otóż Namibia i Zimbabwe rozszerzają możliwość polowania selekcyjnego na przedstawicieli wielkiej piątki. Od dłuższego czasu odbywają się łowy na słonie, których zagęszczenie w pewnych rejonach obu tych krajów wzrosło kilkudziesięciokrotnie na przestrzeni ostatnich 10 lat (pisałem już o tym na blogu). Niedawno na listę gatunków objętych odstrzałem selekcyjnym trafił bawół afrykański. Otóż okazuje się, że bardzo wiekowe byki, zwane dagga boyami, nie są atrakcyjne dla trofealnych myśliwych. Brak zainteresowania tymi bawołami doprowadził do postarzenia populacji, co przełożyło się także na pogorszenie funkcjonowania stad – stare osobniki są agresywne, zajmują terytorium, a nie spełniają już swojej reprodukcyjnej funkcji.

Motywację myśliwych poniekąd da się zrozumieć, ponieważ płacą fortunę za polowanie np. w Caprivi, więc chcieliby przywieźć okazałe trofeum, a nie stare, zniszczone rogi – ten rodzaj trofeum jest piękny tylko dla części z nas, która traktuje go jako symbol przygody, a nie patrzy pod kątem cali na wycenie medalowej. Właśnie na takie stare byki od niedawna można zapolować za 1/3 ceny. Niska kwota wynika z tego, że odpada nam dokumentacja eksportowa trofeum, które jako pozyskane selekcyjnie zostaje w kraju (na tym to polega – gdybyśmy chcieli zabrać je ze sobą, będzie to już polowanie trofealne. Na dobrą sprawę trzeba by je zakontraktować wcześniej, a jego cena znacząco poszybuje w górę). Przypomnę tylko, że Caprivi to obszar północno-wschodniej Namibii mieszczący się w dolinach rzek Okawango, Kwando i Zambezi, w pełni dziki i podzielony jedynie na obszary koncesyjne, gdzie można polować, oraz wyłączone z łowieckiej aktywności parki narodowe. To miejsce można by nazwać jedną z kilku afrykańskich mekk myśliwych.

Wracając do tematu polowania selekcyjnego na dagga boya – jest to świetne rozwiązanie pozwalające gospodarować populacją w zrównoważony sposób, a jednocześnie oferować komercyjne polowanie grupie koneserów. To kolejny z afrykańskich pomysłów na zarządzanie dzikimi zwierzętami, o którym wspominam na blogu. Przypomnę, że publikowałem już wpisy o polowaniu selekcyjnym na antylopy, o selekcjonowaniu słoni, o odstrzale trofealnym starego nosorożca czarnego za niebotyczną kwotę oraz o tworzeniu obszarów koncesyjnych przy parkach narodowych. O dobrych efektach tych strategii mówią liczby i jakość osobnicza populacji poszczególnych gatunków. To są fakty, na które zwraca uwagę świat nauki. Niedawno w piśmie „Science” ukazał się podpisany przez ponad 100 naukowców artykuł traktujący o pozytywnym wpływie trofealnych polowań komercyjnych na populacje różnych gatunków zwierząt oraz rozwój społeczności lokalnej.

Dla kontrastu weźmy nasze żubry i łosie. Obydwa te gatunki ze względu na przegęszczenie w niektórych obszarach naszego kraju proszą się o redukcję, o czym trąbią naukowcy. Bez problemu dałoby się zorganizować polowania komercyjne, środki z nich mogłyby zaś zostać przeznaczone na gospodarowanie populacją – w przypadku łosi np. na ochronę upraw leśnych przed zgryzaniem, a w przypadku żubrów na dokarmianie zimowe. Niestety realia są takie, że potrafimy jedynie wzmacniać PR instytucji zajmujących się tymi gatunkami, ale nikt nie jest na tyle odważny, aby przyznać, że nadszedł też czas na rozsądną regulację. Konsekwencje powoli się zaczynają: konflikty z rolnikami, kolosalne koszty ochrony drzewostanów i płodów rolnych, grzybica skóry u łosi, gruźlica czy nagłośniona ostatnio telazjoza u żubrów itp. Przykładów zapewne znalazłoby się więcej.

Pójdźmy dalej – co z populacjami głuszców i cietrzewi? Gdy tylko kończy się projekt reintrodukcji, brakuje środków i pomysłu na to, co zrobić dalej, a w rezultacie drapieżniki mają egzotyczny obiad. Można by więc zapytać o funkcjonowanie całej administracji przyrodniczej. Jaki ma sens wydawanie milionów złotych na odtwarzanie gatunków, które naturalnie ustąpiły, skoro brakuje pieniędzy w budżecie, żeby się zająć obecnie zamieszkującymi nasze tereny? Jak sobie radzimy z problemem zagęszczenia wilków? Odpowiedź jest prosta – nie radzimy sobie w ogóle, środowisko naukowe kłóci się o dane inwentaryzacyjne, a osobniki hybrydowe coraz bardziej dają o sobie znać w całym kraju. Zaczynają obowiązywać nowe trendy w behawiorze i diecie tego gatunku, a my zatrzymaliśmy się na etapie wiedzy książkowej o tym, że „wilk robi świetną selekcję, polując na osłabione osobniki”. Historie o nieprzewidywalnych zachowaniach watah czy lokalnej eksterminacji saren, muflonów czy danieli nie budują wizerunku, więc nie ma odważnych, żeby podjąć ten wątek.

Można dyskutować, z której strony spojrzeć na dane zagadnienie, jednak trudno się spierać o to, że w kraju występują problemy dotyczące dzikich populacji zwierząt. W przeciwieństwie do krajów afrykańskich nie podejmujemy działań, tylko mędrkujemy i się kłócimy między sobą. Najgorsze jest to, że próbujemy uczyć inne nacje ochrony przyrody, choć nie radzimy sobie na własnym podwórku. Piszę to w kontekście kampanii antyłowieckich podejmowanych przez polskie instytucje i środowiska naukowe w odniesieniu do gatunków zamieszkujących inne kraje. Czy gdy nie znamy lokalnych realiów i uwarunkowań społecznych, nie powinniśmy pilnować bardziej swego nosa?

Ostatnio zbulwersowały mnie pojawiające się komentarze o tym, jak Białorusini powinni podchodzić do gospodarowania głuszcami i cietrzewiami, a także na które z gatunków afrykańskich powinno się polować, na które zaś nie. Niedawno byliśmy nacją nienawidzącą pouczania, ale szybko przyjęliśmy zachodni styl. Jak pokazują przykład Białorusi, gdzie populacja głuszców ma się bardzo dobrze (w przeciwieństwie do naszej), czy odważne oraz przemyślane działania krajów afrykańskich, czasem lepiej, zamiast pouczać, przyjąć postawę pokory i spojrzeć krytycznie na własny dorobek.

Jakub Piasecki, Fot. arch. Biura Polowań Argali

Czytaj więcej

O odstrzale selekcyjnym byków gnu

Selekcja to temat bardzo na czasie. Niedawno zmieniły się u nas jej kryteria w odniesieniu do samców zwierzyny płowej. Mimo różnych opinii krążących wśród polującej braci testujemy te kryteria w boju w tym sezonie. Nie ulega wątpliwości, że je uproszczono, co ograniczy pomyłki, zwłaszcza przy ocenie byków jeleni. Zupełnie inną kwestią pozostaje odejście od kryterium wagowego wśród samców w II klasie wieku. Co prawda, wagę byka trudno estymować, przez co na komisjach oceny prawidłowości odstrzału sypały się czerwone punkty, jednak trzeba przyznać, że obustronnie koronny osobnik w wieku ośmiu lat i o masie 4,5 kg nie jest pożądany w naszych łowiskach (odstrzał form obustronnie koronnych w całej dawnej II klasie wieku obecnie uznaje się za nieprawidłowy). W świetle tych dyskusji chcę opowiedzieć o kryteriach odstrzału antylopy gnu jako przykładzie prostej i bezwzględnej selekcji.

Gnu pręgowane (nazywane też gnu błękitnym) to jedna z antylop, które bardzo intensywnie selekcjonujemy w Kambaku. Dotyczy to stanu ilościowego, ale przede wszystkim byków o niepożądanych cechach urożenia. Namibijczycy twierdzą bowiem, że potomstwo nieprawidłowo urożonych samców intensywnie przekazuje ten gen dalej, przez co jakość trofeów spada. Co ważniejsze, przychówek po kiepskich ojcach jest fizycznie słabszy, więc sprawia mu problem przetrwanie przedłużającej się pory suchej. Trudno powiedzieć, czy to powszechna wiedza nabyta w wyniku własnych doświadczeń czy raczej podparta jakimiś badaniami w tej materii. Natomiast nie ulega wątpliwości to, że wszyscy hodowcy, farmerzy i zarządcy obwodów tego się trzymają. Prawidłowo urożony byk zakręca rogi poniżej uszu i na odcinku dłuższym, niż gdy są one postawione na sztorc w poziomie, w momencie kiedy zwierzę wykazuje czymś zainteresowanie. Wszystkie inne osobniki odbiegające od tego wzorca podlegają odstrzałowi bez względu na wiek. Dzięki temu myśliwi mają szansę upolować ciekawego starszego byka, a ci, którzy szukają trofeum, zyskują pewność, że strzelą medalowo urożone gnu (skala punktacji dla afrykańskich antylop została tak dopasowana, że prawie każdy osobnik łapie się na medal – ale to temat na inny wpis). Na filmie ze stadem gnu zobaczycie, jak w praktyce dokonać selekcji z ugrupowania, które uda się podejść w buszu. Niestety, taka selekcja sprawia duże trudności, ponieważ przedstawiciele tego gatunku stają frontem bądź nieustannie się mieszają. Mimo że to antylopa stosunkowo prosta do podejścia i łatwa w selekcji, sam strzał czasem zostaje poprzedzony długim wyczekiwaniem. Na drugim z poniższych filmów widzimy z kolei starego byka, którego możemy pozyskać selekcyjnie, ponieważ mimo pokaźnych obwodów rogów nie powinien prowadzić stada krów.

Jak widać na afrykańskim przykładzie, niektórzy nieskomplikowane kryteria odstrzału uznają za najlepsze. Dla nas w Europie nie wszystko jest czarno-białe pod względem selekcyjności. Może problem stanowi za duża liczba wzajemnie się wykluczających badań i opinii naukowców? A może nie do końca wiemy, czy kryteria selekcji mają pomagać myśliwym w dokonywaniu odstrzału czy zwierzynie w podnoszeniu jakości cech trofeów… Jeśli to drugie, to dlaczego ciągle nie selekcjonujemy samic zwierzyny płowej pod kątem ich kondycji i wieku?

Na podsumowanie coś z zupełnie innej beczki – warto zapamiętać charakterystykę prawidłowo urożonego gnu, ponieważ wówczas na safari w Afryce nikt nam nie wciśnie kitu, że pozyskaliśmy dobrej jakości trofeum, gdy tak nie będzie. Wiedza o cechach trofeum w przypadku tej antylopy pozwoli nam zgodnie z prawem domagać się zwrotu kosztów odstrzału, w razie gdy zaplanujemy polowanie na wielkie trofeum, a dostaniemy do pozyskania selekcyjnego osobnika.

Jakub Piasecki

Czytaj więcej

Zebra na rozkładzie i krajobraz po pożarze

Oto, jak wygląda usatysfakcjonowany myśliwy, i to wcale nie po zdobyciu wielkiego trofeum, ale po upolowaniu zwierza zgodnie z regułami odstrzału selekcyjnego, o czym niejednokrotnie pisałem na blogu. Jeżeli chcemy strzelić selekcyjną zebrę, to musimy wybrać 3–4-letniego ogiera, który nie przewodzi stadu i zazwyczaj jest satelitą krążącym wokół niego. Zabicie samca przewodzącego stadu skutkowałby rozpadem całego ugrupowania, a to największy błąd, jaki można popełnić. W przypadku gdy mamy liczną populację zebr – jak w Kambaku – odstrzał młodych samców pozwala utrzymać stada we względnej równowadze.

Jakub Piasecki

Czytaj więcej