Pierwsze polowania komercyjne po lockdownie i sytuacja w Afryce

W Europie, mimo że ciągle zmagamy się z pandemią i co chwilę otrzymujemy informacje o kolejnych ogniskach choroby, ogólnie rzecz biorąc życie wraca do normy. Rynek polowań, choć bardzo zachwiany przez COVID-19, powoli się prostuje, o czym na początku tego wpisu. Ze względu na to, że wielu z was zwraca się do mnie z pytaniami o to, jak w okresie pandemii radzi sobie Kambaku oraz jaka sytuacja panuje w Afryce, w dalszej części tekstu postaram się również na nie odpowiedzieć.

Pierwsze polowania komercyjne zorganizowane dla zagranicznych gości już za nami. Można je podsumować dwiema obserwacjami. Co najważniejsze, zauważyłem kierowanie się rozsądkiem przez podprowadzających i wszystkie osoby zaangażowane w organizację polowania. Dbamy o dezynfekcję i środki ochronne, dzięki czemu chronimy siebie i nasze rodziny. Działa to w większości wypadków w obie strony. Jak się okazuje, bez wzajemnych uścisków i dotyków też można przeżyć świetne łowy. Ponadto odpuszczenie polowań na początku sezonu poskutkowało w czerwcu dużo większymi niż oczekiwane rezultatami. Parostki rogaczy w tym miesiącu są już pięknie ubarwione i prezentują się znacznie lepiej niż często blade, jeszcze z resztkami scypułu trofea zdobywane w okolicy 11 maja.

Tak jak przypuszczałem, już teraz widać, że rynek polowań się zmienia. Chętnych z zagranicy do przyjazdu do Polski jest znacznie mniej niż w poprzednich latach, a ich oczekiwania również zweryfikował kryzys wywołany pandemią. Wielu myśliwych szuka oszczędności i na przykład decyduje się na pozyskanie zaledwie jednego, dwóch wyjątkowych trofeów bądź wypatruje wyłącznie najtańszych ofert na rynku. Mimo to wszyscy starają się o stopniowy powrót do normalności, utrzymanie firm oraz zapewnienie płynności finansowej kół łowieckich. Na każdym etapie polowania daje się zauważyć dużą elastyczność i solidarność. Można podsumować to jednym zdaniem – będzie dobrze, niech tylko pozwolą nam wykonywać naszą pracę i realizować swoją pasję.

Teraz co nieco o sytuacji na Czarnym Lądzie. Afrykańskie obwody radzą sobie z pandemią w różny sposób. Za wzór trzeba postawić farmę Kambaku, która zawczasu zadbała o to, by poza turystyką mieć – jak to się mawia – drugą nogę. Już poprzednio pisałem, że sezon deszczowy był w tym roku bardzo obfity, co wykładniczo wpłynęło na przyrost zrealizowany każdego z gatunków antylop zamieszkujących farmę. Redukcję pogłowia bez względu na brak myśliwych komercyjnych trzeba utrzymać na takim samym co dotychczas poziomie. W Kambaku zajmują się tym miejscowi, profesjonalni myśliwi wyłącznie na zasadach selekcyjnych. Jak można przypuszczać, cena dziczyzny uległa załamaniu również na tamtejszym rynku. Jednak Kambaku dwa lata temu uzyskało certyfikat uprawniający do wytwarzania gotowych produktów i półproduktów z mięsa upolowanych dzikich zwierząt. Dzięki temu farma oferuje m.in. takie przysmaki jak gulasz z oryksa czy elanda zarówno w obrębie Namibii, jak i w sąsiednich krajach. Pozwala to zrekompensować część strat wynikających z całkowitego (miejmy nadzieję, że chwilowego) upadku turystyki.

Namibia jest w o tyle dobrej sytuacji, że – jak się wydaje – na jej terytorium opanowano rozprzestrzenianie się koronawirusa. Dlatego dziś w mocy prawnej pozostaje otwarcie granic tego państwa zaplanowane dla ruchu turystycznego z Europy na 30 września br. Przypomnijmy, że liczba zakażonych w Namibii nie osiągnęła 800 osób. Podobnie jest w Zimbabwe, gdzie ta wartość nie przekroczyła 1000 ludzi, choć w przypadku danych z tego kraju można powątpiewać w ich dokładność ze względu na małą liczbę przeprowadzanych testów. Niestety tak dobrych rzeczy nie można powiedzieć o RPA, gdzie liczba zachorowań ciągle rośnie i obecnie nie pozwala na ponowne otwarcie się na turystykę, w tym polowania komercyjne. Wciąż nie wiemy także, kiedy Białoruś i Rosja – również bardzo pożądane kierunki łowieckich wypraw – otworzą swoje granice dla odwiedzających.

Kolejną złą informacją jest to, że spedytorzy trofeów jawnie starają się zrekompensować sobie straty, wyciągając z kieszeni kartę przetargową zwaną „COVID-19” i nawet kilkukrotnie windując stawki za swoje usługi. Jednak aby pozostawić was z pozytywnym przesłaniem, pozwolę sobie zauważyć, że świat nie znosi próżni, więc już niedługo z pewnością pojawi się ciekawa alternatywa dla transportu afrykańskich trofeów.

Mimo wszelkich przeciwności ruszamy pełną parą z polowaniami w Afryce już jesienią br. Zaczynamy od Kambaku w Namibii, a także – jeżeli tylko sytuacja na to pozwoli – od Zimbabwe.

Jakub Piasecki,
Fot. arch. autora oraz farmy Kambaku