Podsumowanie sezonu na rogacze

Niedawno witaliśmy początek sezonu na rogacze. Po pierwszych majowych wyjściach i niejednym sukcesie chyba każdy myśliwy zaczął wypatrywać przejawów rui. Ten wspaniały myśliwski okres przyszedł tego roku bardzo szybko… i równie szybko minął. Koniec sezonu właściwie za pasem i wielkimi krokami zbliża się wrzesień, który ma innego głównego bohatera – jelenia. Wobec tej naturalnej kolei rzeczy warto w kilku słowach pokusić się o podsumowanie tegorocznych polowań na rogacze, znacznie się wyróżniających na tle poprzednich lat.

Nie wiem, czy wszyscy koledzy podzielą moje spostrzeżenia, ale patrząc na rezultaty myśliwych z Polski oraz odwiedzających nasz kraj dewizowców, można śmiało powiedzieć, że ten rok był wyjątkowo udany, jeśli chodzi o kozły. Według mnie kluczowa okazała się tu pogoda. Choć otwarciu sezonu towarzyszyły obfite deszcze i burze, to późniejszej suszy zawdzięczamy szybkie żniwa, a co za tym idzie – bardzo owocną ruję. Każdy doświadczony myśliwy wie, że gdy większość zbóż ciągle stoi, mimo wszelkich starań trudno wyciągnąć stare kozły z gęstej osłony. W tym roku jak nigdy pola zostały błyskawicznie wyczyszczone, sianokosy zaś również się nie opóźniły, dzięki temu każdy, kto tylko chciał, miał do dyspozycji teren idealnie przygotowany pod polowanie. Nawet fala afrykańskich upałów moim zdaniem nie wpłynęła negatywnie na ruję. Osobiście nie strzeliłem w tym okresie żadnego rogacza. Z jednej strony nie spotkałem takiego, do którego serce uderzyłoby szybciej, z drugiej nie miałem za bardzo czasu, by dokładnie zlustrować obwód. Za to zagraniczni goście polujący za pośrednictwem biura, z którym współpracuję, mają naprawdę powody do dumy. Na pierwszy plan trzeba wysunąć kolegę z Danii, który w wieku 77 lat strzelił swojego życiowego capa – parostki ważyły 728 g. Jego radość z tego kozła naprawdę udzieliła się wszystkim. Innemu koledze bór podarzył szydlarzem o długości tyk ok. 35 cm i masie trofeum ponad 500 g. I w maju, i w czasie rui na rozkładzie pojawiło się jak nigdy sporo rogaczy o masie parostków powyżej 600 g (wiek wszystkich kozłów prezentowanych na zdjęciach poniżej oceniono na siedem i więcej lat).

Zrobiło się słodko, a teraz dla kontrastu trochę dziegciu. Ogólnie rzecz biorąc, tradycje myśliwskie i etyczne są w agonii. Coraz trudniej znaleźć zagranicznego myśliwego, który przyjeżdża na dewizówkę, żeby zakosztować wszystkich doznań związanych z polowaniem. Niestety, coraz częściej widać, że muszą się zgadzać głównie gramy, liczby, gwarancje… Implikacją takiego podejścia myśliwych z zagranicy jest podobny stosunek naszych kolegów podejmujących się organizacji dewizówek – oni też powoli zaczynają stawiać srebrniki ponad wszystko. Do tego jeszcze biura polowań także nie zawsze postępują zgodnie z zasadami etyki i zdrowego rozsądku. Szkoda, że ciągle handlujemy liczbami, a nie potrafimy sprzedać naszego polowania jako unikatowego w skali UE. Co więcej, niestety widać, że wypracowaną przez pokolenia praktykę w zakresie polowań powoli zabija pójście na łatwiznę za sprawą wykorzystania nowoczesnego sprzętu (który jest bardziej wojskowy niż myśliwski).

W ramach podsumowania wspomnę dyskusję z jednego z naszych myśliwskich forów, toczącą się na temat zmiany wizerunku łowiectwa. Pojawił się tam ciekawy wpis, którego przesłanie zacząłem zawsze dźwigać ze sobą na polowanie jak brzemię – każdy musi zacząć naprawę świata od siebie. Każdy myśliwy w łowisku powinien zachowywać się tak, jak oczekuje, żeby łowiectwo było postrzegane przez resztę społeczeństwa.

Jakub Piasecki

Czytaj więcej